Gdybym miała wskazać słowo, które irytuje mnie najbardziej na świecie, byłoby to z pewnością „grzeczny”/”niegrzeczny”…
Dla mnie to słowa – stygmaty. Słowa, które – często na podstawie wybiórczych czynów – doczepiają nam etykietkę, która snuje się za nami, niczym odór niezmienianych skarpetek… Słowa – maski, które potrafią przykryć prawdziwą osobowość, bez względu na przyczynę. Słowa – kategorie, według których zwykło się (wciąż jeszcze) klasyfikować dzieci, ze względu na ich zachowanie.
Są te „grzeczne” oraz te „niegrzeczne” – koniec tezy – nie ma miejsca na indywidualne różnice, interpretację potrzeb, sposoby wyrażenia siebie, czy zwrócenia na siebie uwagi. Po prostu – albo dziecko jest grzeczne, albo nie, przy czym ta druga kategoria jest wysoce niepożądanym zjawiskiem, które należy zwalczać za wszelką cenę, podczas, gdy grzeczne dzieci są cacy i zasługują na nagrodę, pochwałę i wór prezentów od św. Mikołaja. No właśnie…
Jaki on niegrzeczny, wstyd!
Słowo „niegrzeczny” wyryło się w mojej pamięci chyba głównie za sprawą „życzliwych”, miłych starszych pań (zupełnie obcych, dodam), które często uznają za stosowne skomentować zachowanie (obcego im) dziecka właśnie za pomocą tego jednego przymiotnika. Co ciekawe – nie czekają, aż ktoś zapyta je o zdanie. Mam wrażenie, że widok krzyczącego, płaczącego, czy zwyczajnie wściekłego na coś dziecka w sklepie, w parku, czy gdziekolwiek indziej, wywołuje w nich taki właśnie odruch. „Niegrzeczne! Ale wstyd… kto to widział…” – koniec cytatu…
Coraz częściej stosuje się owo określenie w sytuacjach, w których zachowanie dziecka wykracza poza wszelkie normy pożądane przez nas – zmęczonych, spracowanych, zestresowanych dorosłych. Kiedy biega i skacze – niegrzeczny, bo nie mamy dość siły i energii, by za nim biegać. Kiedy krzyczy, głośno śpiewa, czy się śmieje – niegrzeczny, bo przecież my tak bardzo cenimy sobie ciszę i spokój. Kiedy nie chce iść za rączkę, wybierając skoki przez kałuże – niegrzeczny…
Jako „niegrzeczne” metkowane jest zatem każde dziecko, które ma w sobie choć odrobinę energii i ciekawości świata. Każde dziecko, które próbuje swojej niezależności, samodzielności, odrębności…
Grzeczne, czyli jakie?
Jakie są zatem te dobre, „grzeczne” dzieci? Myślę, że to będą wobec tego te posłuszne rodzicom. Takie, które nie odzywają się niepytane; nie skaczą po drzewach i kałużach; nie mają potrzeby zaglądać w zakamarki podmiejskiego parku, ale równym krokiem idą za rękę, nie brudząc przy tym błotem nowych bucików. Zaryzykuję stwierdzenie, że wobec niepisanej reguły – wręcz apatyczne. Dzieci bez odwagi wyrażanie własnego zdania, bo tę odwagę zapewne zdeptał w nich już dawno jakiś znudzony życiem dorosły. Ten od ciszy i spokoju…
Myślę zresztą, że to nic nowego, bowiem taki schemat pamiętam jeszcze z własnego dzieciństwa. Piski, krzyki, podskoki nie były mile widziane przez dorosłych, którzy zapadli mi w pamięć jako wiecznie zmęczeni życiem. Potrzebowali spokoju, który mogły im ofiarować jedynie „grzeczne” dzieci.
Tymczasem myślę, że te dwa określenia zupełnie niepotrzebnie dominują dzieciństwo niejednego małego człowieka. Od urodzenia wbija się mu do głowy, że musi być grzeczny, by zasłużyć: na pochwały, na prezenty, na miłość i aprobatę… Niestety, by tego dokonać, dziecko musi stoczyć wewnętrzną walkę z samym sobą, ze swoim naturalnym instynktem do odkrywania świata, a także własnych umiejętności i wytrzymałości swojego ciała. Myślę, że o ile z dziecięcego punktu widzenia, głośne i ekspresyjne wyrażanie siebie jest czymś naturalnym i zrozumiałym, tak w oczach dorosłych już niekoniecznie, stąd dysonans w rozumieniu i poszanowaniu swoich potrzeb.
Słowa mają moc
Przede wszystkim warto zdać sobie sprawę, że stygmatyzowanie dzieci nie wnosi niczego dobrego w ich rozwój. Przeciwnie – im częściej usłyszą od nas, że są zbyt głośne, zbyt energiczne (moja przedszkolanka mawiała, że mamy robaki w tyłkach), że zachowują się nieładnie, niegrzecznie, czy są wręcz niewychowane, tym niższa będzie w przyszłości ich samoocena i poczucie własnej wartości. Bo jak uwierzyć, że jestem kimś wyjątkowym, dobrym i wartościowym, gdy wokół wszyscy powtarzają, jak bardzo jestem beznadziejna i nie potrafię być grzeczna, jak inne dzieci?
Słowa mają moc i jest ona naprawdę widoczna na etapach dalszego rozwoju dziecka. To, które słyszy pod swoim adresem wyłącznie krytykę i słowa nacechowane negatywnie, będzie dorastało w przekonaniu własnej beznadziejności. Będzie czuło, że nie sprostało oczekiwaniom rodziców, wychowawców, opiekunów, czując się gorsze.
Stygmatyzowanie dzieci etykietką „grzeczne” bądź „niegrzeczne” nie wprowadza także elementu wychowawczego, bo nie wyjaśnia nawet w najmniejszym stopniu, dlaczego właśnie tak. Utwierdza je jedynie w przekonaniu, że są, jakie są, a dodatkowo powoduje podział na równych i równiejszych, gdzie te określane mianem grzecznych będą miały więcej przywilejów, podczas gdy te nieznośne spotka kara (bywa niestety, że cielesna) lub brak nagrody.
Jak zatem odnaleźć złoty środek, by w myśl przysłowia wilk był syty i owca cała?
Moja rada: wystarczy przestać kategoryzować dzieci według niesprecyzowanego bliżej kryterium grzeczności. Zamiast tego, warto przyjrzeć się dziecku i temu, co stoi za jego zachowaniem. Być może jest to zwyczajnie próba zwrócenia na siebie naszej uwagi, zakomunikowania nam czegoś, czego nie umie zakomunikować w werbalny sposób. Przecież dziecko to, jak mawiał Janusz Korczak, taki mały dorosły. Za naszym zachowaniem również stoi szereg przyczyn, które determinują naszą reakcję na to, co się przydarza. O dziwo – nigdy nie myślimy o sobie w kategoriach „niegrzecznych” ludzi, a zapytani o swoje zachowanie potrafimy wypunktować listę zdarzeń, które przyczyniły się do tego, że jesteśmy źli lub smutni.
Małe dzieci nie potrafią zakomunikować nam swoich emocji w sposób dojrzały, bo zwyczajnie brakuje im jeszcze tej dojrzałości. Często brakuje im umiejętności posługiwania się językiem, czasem to kwestia doboru słów, a czasem po prostu nie potrafią połączyć odpowiedniego bodźca, który był zapalnikiem do danej reakcji. Większym dzieciom również może to sprawiać trudność, zwłaszcza, gdy nie są nauczone, by rozmawiać o swoich emocjach.
Myślę, że nie bez znaczenia będą tu utarte stereotypy, które pomimo ogólnodostępnej wiedzy na ten temat, wciąż wpajane są dzieciom od najmłodszych lat. Mam na myśli taki schemat myślenia, w którym wmówiono dziecku, że np. „chłopaki nie płaczą”. Te słowa powtarza mu się, niczym mantrę, za każdym razem, gdy zapłacze z bólu, ze strachu, czy smutku. „Co z ciebie za chłop?”, „Mazgaisz się, jak baba!” – słyszy… Jego mózg koduje łzy jako przejaw słabości, który przecież nie przystoi „prawdziwemu mężczyźnie”, a zatem ilekroć doznaje bólu, żalu, czy poczucia bezsilności, tłumi w sobie łzy, dławiąc jednocześnie te emocje. W efekcie, nawarstwione emocje, którym nie daje upustu, kumulują się, przeradzając we frustrację, gniew (często skierowany przeciwko sobie), a nawet agresję, czy autoagresję, które są emocjami tak silnymi, że nie da się ich już zdusić, ani oszukać. Chłopiec „wybucha”, reagując impulsywnie, a na koniec słyszy, że znów jest niegrzeczny…
Spróbuj zrozumieć…
Żyjemy w zwariowanym świecie. Ciągle w pędzie, ciągle w stresie, z milionem spraw, które nie mogą poczekać ani chwili, bo świat się zawali. Nic dziwnego, że zdarza się nam nie dostrzegać potrzeb własnego dziecka, jeśli spędzamy z nim jedynie tzw. „międzyczas”, pomiędzy stukaniem w klawiaturę, a rozmową telefoniczną. Po całym dniu w pracy, przeprawie w ulicznych korkach i pękającym w szwach grafiku, zwyczajnie nie mamy siły na stawianie czoła dylematom dwu-, pięcio-, czy dziesięciolatka, bo jedyne o czym marzymy to wygodny fotel, cisza i spokój. Mimo wszystko będę zawsze podkreślała, że warto spróbować zrozumieć własne dziecko. Warto poznać jego emocje. Warto nauczyć je, jak można sobie z nimi radzić. I przede wszystkim – rozmawiając z dzieckiem, mówmy o jego zachowaniu, nie oceniając przy tym jego osoby. Nie nazywajmy mazgajem kogoś, kto po prostu odczuwa chwilowy smutek. Nie mówmy „niegrzeczny” o dziecku, które cierpi, bo tęskni za mamą i trudno mu pojąć, dlaczego nie może zostać i bawić się z nim klockami. Nie oceniajmy, że jest kłamcą, bo ze strachu przed konsekwencjami, nie przyznaje się do stłuczenia szyby. Empatia pomoże nam zrozumieć motywy, którymi kierują się dzieci, zbyt małe, zbyt niedoświadczone, by móc oceniać rzeczywistość naszymi oczami.
Dzieci nie są niegrzeczne! One po prostu chcą coś powiedzieć. Zechciejmy posłuchać…