Czy zdarzyło się wam kiedyś zdenerwować na własne dziecko? Czy mieliście wrażenie, że wyhodowaliście przysłowiową żmiję na własnym łonie i za chwilę oszalejecie/osiwiejecie/uciekniecie daleko, nie dbając nawet o to, by zamknąć za sobą drzwi? Szczerze, czy wasze dziecko doprowadziło was kiedyś do stanu, w którym emocje wzięły górę i naprawdę wszystkie chwyty dozwolone? Spokojnie, nie widzę was, pozostajecie anonimowi, więc można się przyznać 🙂 Mnie się czasem zdarza. Czasem są to rzeczywiście jednorazowe, aczkolwiek spektakularne wyczyny moich dzieci, ale bywa i tak, że w myśl zasady „kropla drąży skałę” dokładają mi mikro-powodów do frustracji, które odpowiednio zsumowane potrafią doprowadzić mnie do szału! Co wtedy? Najchętniej bym ich oczywiście pozabijała, fundując sobie święty spokój, ale że jakoś tak nie wypada, bo człowiek jednak ludzki i kocha te dzieci ponad wszystko i mimo wszystko, szukam bardziej humanitarnych rozwiązań.
Z pomocą spieszą poradniki, portale prentingowe, kursy, warsztaty, programy telewizyjne, itp. Jako matka pragnąca przede wszystkim dobra swoich dzieci, stawiająca na przyjazną atmosferę i dobre relacje z potomstwem – czerpię wiedzę z danych mi źródeł, głównie czytając, co na temat problemów wychowawczych mają do powiedzenia znawcy tematu.… czytam, czytam, czytam… Z tego całego czytania dowiedziałam się już, że krzykiem niewiele osiągnę, a jeśli nawet, to będzie to krótkotrwałe zwycięstwo (co nie znaczy, że nie zdarzy mi się ryknąć na całe gardło, bo niestety zdarza się, oj zdarza…). Klapsy są passe, podobnie zresztą, jak system nagród i kar. Coraz częściej króluje strategia dziesięciu wdechów, ale mam wrażenie, że to dotyczy rodziców „początkujących”, dla których cała przygoda dopiero się zaczyna. Po niespełna ośmiu latach macierzyństwa i na te wdechy brakuje cierpliwości, tym bardziej, że daje to sprawcom czas na ucieczkę do swoich pokoi, więc chcąc wskórać cokolwiek muszę biec za nimi na górę, gdzie dodatkowe wrażenia wizualne w postaci bałaganu w pokojach nie sprzyjają rozluźnieniu atmosfery.
Nie zamierzam tu jednak sporządzać listy zamienników klapsa, kar, czy słownej reprymendy. Zamiast tego pragnę się skupić na pewnej zależności, którą zauważyłam czytając naprawdę spoooooro na temat psychologii dziecięcej. Szeroka lektura, konsultacje z psychologami, warsztaty psychologiczne, wreszcie własne doświadczenie nasuwają mi jedno spostrzeżenie: cokolwiek by się nie działo, zawsze liczy się dziecko, tymczasem rodzic zostaje sam…
O co chodzi? Już wyjaśniam:
Dziecko od chwili narodzin przechodzi przez kolejne etapy rozwoju. Każdy z nich prowadzi je do samodzielności, niezależności, powoduje, że dziecko osiąga pewien poziom rozwoju, czy to na poziomie psychoruchowym, czy stricto psychicznym, ale podczas każdego z tych poszczególnych etapów natrafia na problematyczne sytuacje, powodujące frustrację, którą wyraża najczęściej płaczem, krzykiem, nierzadko agresją w stosunku do siebie lub innych, itp. Co wtedy? Psychologia rozkłada przed nami wachlarz wyjaśnień: że bunt dwulatka, że syndrom odstawienia od piersi, że nowy członek rodziny, że przedszkole, że zmiana otoczenia, że pierwsza gorsza ocenia, pierwszy przegrany mecz, nie taki prezent od Mikołaja, okres dojrzewania, fascynacja idolem, presja otoczenia i tak jeszcze długo można wymieniać. A co z rodzicem, który musi się z tym wszystkim zmierzyć? Rodzic nie ma niczego! Zostaje sam ze swoimi frustracjami i podłym nastrojem, który przecież również może być spowodowany szeregiem czynników, nad którymi nikt poza nami się nie rozczula. Być może mamy problemy w pracy, gburowata sąsiadka znowu zrobiła uwagę na temat naszego psa, który niechcący nadepnął ubłoconą łapą na jej wycieraczkę, uciekł nam autobus, a w drodze na przystanek przejeżdżający samochód z impetem wjechał w kałużę, zalewając błotem nasz nowy płaszcz? A może zwyczajnie mamy po prostu gorszy dzień, który zdarza się każdemu, niezależnie od wieku?
Czasami łapię się na tym, że potrafię precyzyjnie wyjaśnić zachowanie moich dzieci, a kompletnie nie wiem, co trapi mnie samą. A przecież nasze „dorosłe” emocje także są ważne. Nasze emocje przekładają się na nasze rodzinne relacje, dlatego nie powinniśmy umniejszać ich wartości tylko dlatego, że jesteśmy dorośli i dla nas nie ma poradników 🙂
Odkąd moje dzieci nauczyły się mówić, staram się rozmawiać z nimi o emocjach. Nakłaniam je, aby i one opowiadały mi, gdy coś je trapi. Wtedy łatwiej mi zrozumieć ich zachowanie i o wiele rzadziej dochodzi między nami do kłótni. Pozwalam im na złość, ale pokazuję, że nie może być ona wymierzona w innych; że ja nie mogę ponosić konsekwencji sytuacji, w których nie biorę udziału i które mnie nie dotyczą, tak samo jak nasze rodzinne niesnaski nie mogą mieć przełożenia na relacje moich dzieci z ich rówieśnikami. Myślę, że w ten sposób także dowiadujemy się wiele o sobie nawzajem. Dzieci widzą, że mama to nie tylko ten robot, który pierze, sprząta, gotuje, odwozi do szkoły i zna na wszystko odpowiedź, ale też ludzka istota, która odczuwa smutek, rozdrażnienie, czasem pokłóci się z tatą, czasem tańczy z nim bez okazji, a czasami także płacze.
Czasem zdenerwuję się zachowaniem moich dzieci i mam do tego prawo. One są tylko dziećmi, ale ja także jestem tylko człowiekiem. I choć dorosłość daje mi pewną przewagę, bo z doświadczenia coś wiem, coś mogę przewidzieć, czegoś mi nie wypada, to emocje duszone w sobie wyrządzają krzywdę niezależnie od stopnia dojrzałości. Kiedy mówię do dziecka: „Jestem na ciebie zła” to myślę, że komunikuję mu w ten sposób więcej, niż tylko negatywny przekaz, który sprawia, że może mu być przykro. Daję mu narzędzie, którego będzie mógł używać w przyszłości. Podobnie jak laurka sprawia, że mama się uśmiecha, bieganie w zabłoconych butach po świeżo odkurzonym dywanie powoduje u niej frustrację, może warto to zapamiętać.
Rozmawiajmy z dziećmi o emocjach, nie wstydźmy się ich. Niech wiedzą, że my – rodzice także mamy lepsze i gorsze dni. Niech zobaczą, co nas cieszy, co smuci, a co denerwuje. Pozwólmy naszym dzieciom poznać się bliżej, a być może same spiszą sobie z czasem mentalny poradnik obsługi rodzica 🙂