Stare porzekadło mówi „w zdrowym ciele, zdrowy duch!”. Istotnie, każdy z nas z pewnością nie raz przekonał się o prawdziwości tych słów. Im mniej chorujemy, tym mniej w nas zmartwień, stresu i lęku o własne życie, słowem – czujemy się szczęśliwsi. Czy biedny, czy bogaty, każdy z nas potwierdzi, że nie ma większej wartości, niż zdrowie.
Nie tylko ciało
Jednak zdrowie to nie tylko nasze ciało. W obliczu pandemii, z jaką przyszło nam się zmierzyć, i która jest dla wielu z nas czasem próby, mam wrażenie, że potrzeba nam czegoś więcej. Potrzeba rozwinąć te słowa, dokładając do nich również odwrotną kolejność. Bo nie tylko nasze ciało potrzebuje zdrowia. Potrzebuje go także nasze wnętrze. Nasz umysł, dusza, serce… A zatem
Im zdrowszy duch – tym zdrowsze ciało!
Odnoszę wrażenie, że ogólnie rzecz biorąc – nie dbamy o siebie. Oczywiście to duże uogólnienie z mojej strony, bo jest coraz więcej ludzi świadomych swoich wyborów. Jednak często sformułowanie „dbać o siebie” błędnie utożsamiane jest jedynie z prawidłową dietą i garścią drogich suplementów, które według obietnic składanych w reklamach, mają zadbać o nasz organizm lepiej, niż sama matka natura. To samo przekazujemy naszym dzieciom, w ramach wzorca, który przecież naśladują.
Jak często zdarza nam się jeść w pośpiechu, w stresie, z telefonem w jednej ręce i dokumentami nie cierpiącymi zwłoki w drugiej? Wszędzie nam spieszno. Wszystko jest na dzisiaj, na wczoraj, na już, a 24-godzinna doba powoli staje się pojęciem archaicznym, bo przecież potrafimy pracować bez snu, bez przerwy na relaks, rozprostowanie kości, czy oddychanie świeżym powietrzem. Dzieciom natomiast stawiamy coraz wyżej poprzeczkę, przekonując, że najważniejsze jest przyswajanie wiedzy, bo to zaowocuje w przyszłości dobrze płatną posadą.
Nie przywiązujemy wagi do czasu wolnego. Do ilości, ani jakości naszego snu. Do zdrowia psychicznego. Do naszych myśli… Potrzeby dzieci zaspokajamy kolejnym gadżetem, zamiast wspólnie spędzić z nimi czas. Tłumimy w sobie emocje, bo przeszkadzają nam w codziennym funkcjonowaniu… Bo są oznaką słabości, a przecież nie ma tu miejsca dla słabych…
Gumka do mazania…
Pamiętam doskonale jeden z wykładów na studiach filologicznych, kiedy wykładowczyni opowiadała o fenomenie jednego ze swoich emerytowanych już profesorów. Ów profesor był jednocześnie tłumaczem symultanicznym o niebywałej wręcz pamięci. Pytany przez swoich studentów o to, jak udaje mu się zapamiętywać naraz tak wiele informacji, w dodatku bezbłędnie, płynnie przemieszczając się przy tym między dwoma, a czasem nawet trzema językami, odpowiadał, że to zasługa… gumki do mazania…
Ilekroć profesor czuł, że jego umysł zgłasza przeciążenie, znajdował chwilę dla siebie i szedł na spacer. Idąc samotnie, wsłuchiwał się w dźwięki otoczenia, jednocześnie starając się odegnać wszelkie myśli, jakie zdołały go dogonić. Zwykle chwilę to trwało, lecz gdy już udało mu się odnaleźć swoje własne „tu i teraz”, zamykał oczy i wyobrażał sobie, że jego pamięć to zapisana drobnym maczkiem kartka papieru, a on bierze do ręki gumkę i wymazuje linijka po linijce, cały natłok myśli. „Należą do przeszłości, zatem nie mają dziś większego znaczenia i muszą zrobić miejsce na nowe” – mawiał.
Jakież to genialne rozwiązanie! Jakież zarazem proste narzędzie, dzięki któremu możemy raz na zawsze zostawić za sobą to, na co nie mamy wpływu, a co zastygło w naszych sercach i umysłach i wręcz gnije, siejąc spustoszenie i przyprawiając nas o stres! Jednocześnie, uwalniamy negatywne emocje, zyskując przy tym świeże spojrzenie na wiele spraw.
Higiena psychiczna
Ta opowieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Dbałość o ciało jest ważna, nawet bardzo ważna, jednak aspekt psychiczny jest przecież równie istotny. Im więcej w nas lęku, niepokoju i stresu, im więcej spraw kłębi się w naszych głowach, spędzając nam sen z powiek, tym słabszy jest nasz organizm. To z kolei stwarza idealne warunki do rozwoju choroby, bo nie od dzisiaj wiadomo, że im słabsza odporność, tym częściej chorujemy.
Doświadczyłam tego na własnej skórze i to nie raz, choć często nie zdawałam sobie sprawy z prawdziwej przyczyny choroby i zrzucałam na karb pogody, sezonu przeziębień, czy nierozważnych znajomych, od których się zaraziłam. Tymczasem zdarzało się także, że mimo kontaktu z osobami chorymi – jak choćby, gdy chorowały moje dzieci, ja pozostawałam zdrowa i na odwrót – mimo gorącego lata, potrafiła dopadać mnie infekcja za infekcją, mimo, iż nikt wokół mnie nie chorował. Wtedy dostrzegłam, że czynnikiem wywołującym te choroby był stres, przemęczenie, negatywne sytuacje, które rozpamiętywałam gdzieś w myślach. Potwierdziła to również lekarka, do której udałam się, by przepisała mi „najlepsze suplementy na odporność, bo przecież ileż można chorować!” Zamiast recepty na leki z apteki, zaleciła mi długi spacer i rozmowę z psychologiem. Ku mojemu zaskoczeniu – pomogło, i to bez suplementów!
Dlatego w zdrowiu ważne, by dbać nie tylko o kondycję fizyczną i prawidłową dietę, ale także o to, w jakim stanie jest nasz umysł. I tej higieny psychicznej uczmy nasze dzieci od najmłodszych lat, tak, jak uczymy ich, że ważne jest dbanie o czystość, zdrowa dieta, czy sport. Uczmy ich, jak należy słuchać siebie. Nie zamartwiajmy się na zapas, by i one nie brały z nas takiego przykładu. Nie analizujmy w nieskończoność rzeczy, na które nie mamy wpływu, bo nasze dzieci będąc świadkami tych zachowań, podświadomie będą odtwarzały podobne mechanizmy. Pokażmy im, jak rozpoznawać emocje i radzić sobie z nimi. Teraz jest na to idealny czas.
Miejsce na emocje
Nie zbywajmy dzieci stereotypowymi schematami.
„taki duży, a tak się maże”,
„chłopaki nie płaczą”,
„nie przesadzaj, to nie powód do płaczu”.
Pokażmy, że nie ma niczego złego w odczuwaniu emocji, a jedynie umiejętność radzenia sobie z nimi w określony sposób wymaga praktyki i świadomości. Pamiętajmy także, że dzieci doskonale wyczuwają nasz strach i nasze emocje. Im mniej będzie w nas negatywnych uczuć, im mniej strachu i złości, tym także ich podświadome reakcje na tym zyskają, a ich dziecięcy układ immunologiczny odpowie na to lepszym zdrowiem i samopoczuciem.
A zatem, dbajmy nie tylko o nasze ciała, lecz także o wnętrze. Antoine de Saint Exupery pisał przecież, że
„najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Gdy choruje dusza – choruje także ciało, choć z pozoru zdrowe i piękne.