Miniony weekend spędziliśmy ze znajomymi, którzy niedawno przeprowadzili się do nowego mieszkania. Ochoczo opowiadali nam o nowym miejscu, pani domu podkreślała wartość wreszcie własnej kuchni (dotychczas musiała dzielić ją z teściową ;)), była także wzmianka o nowych sąsiadach, wśród których znalazła się rówieśniczka ich córeczki.
Wygląda na to, że dziewczynki bardzo się polubiły i chętnie się razem bawią. Bardzo prawdopodobne, że od września pójdą nawet do tej samej szkoły. Niestety, nowa koleżanka Amelki nie bardzo spodobała się jej rodzicom.
I się zaczęło…
„Wiesz, ta matka jest jakaś dziwna” – usłyszałam od znajomej. Następnie przytoczyła parę przykładów, żeby dokładniej zobrazować mi sytuację.
„Na jej miejscu zwróciłabym dziecku uwagę…”, „Na jej miejscu nie ubierałabym dziewczynce nowych rajstop do piaskownicy”, „Na jej miejscu wytłumaczyłabym małej, że nie może mieć wszystkiego”. „Na jej miejscu…”
No właśnie
Po wizycie, nasze dzieciaki również relacjonowały zabawę z Amelką. „Namawiała, żebym oszukiwał w grze w Małpki”, „Cały czas się przechwalała. Że jej zabawki są ładniejsze, że ma nowy pokój i rodzice kupią jej nowy telewizor i telefon, żeby wszyscy widzieli, że mają więcej kasy i będzie miała wszystko lepsze, niż my”.
Oczywiście słysząc to wszystko domyśliłam się, że to nie były do końca słowa 6-cio latki. W pierwszej kolejności przemknęło mi zatem przez myśl, że na miejscu rodziców zwróciłabym większą uwagę na to, co i w jaki sposób mówię w obecności dziecka… Mój Mąż za to, zbierając ze stołu brudne talerzyki od ciasta, stwierdził, że na ich miejscu zdecydowanie ograniczyłby dziecku słodycze, gdyż mała pochłonęła praktycznie większość słodkości ze stołu, a na kolację nawet nie spojrzała.
Tymczasem oni zapewne w drodze powrotnej komentowali zwyczaje i zasady panujące w naszym domu, licytując się, co sami zrobiliby – oczywiście lepiej – na naszym miejscu
Na Twoim miejscu
I tak to właśnie wygląda. Bardzo łatwo nam krytykować innych i wpisywać w kategorie błędów to, co w ich przekonaniu jest wartością. Równie łatwo przychodzi nam ocenianie drugiego człowieka po pozorach, przez pryzmat jedynie ułamków jego życia, czy wypowiedzi. A kiedy w grę wchodzi inna matka i jej sposób na wychowanie dzieci, mechanizm automatycznie uruchamia tryb lawinowy i fala krytyki pod hasłem „na twoim miejscu zrobiłabym to lepiej” zdaje się nie mieć końca.
Tyle, że… Nie jesteś na jej miejscu… Ani ja nie jestem… Podobnie, jak ona nie jest i nigdy nie będzie na Twoim, czy moim. I o ile mamy pełne prawo nie akceptować pewnych rzeczy, to nie znaczy, że mamy narzucać komuś swoje racje jako te jedyne i słuszne, te lepsze i właściwe. Bo nigdy nie ma pewności, że nasze przekonania takie właśnie są. Bo gdy uznajesz wyższość domowej pomidorowej przed sąsiadką, która właśnie podgrzewa swojemu dziecku gotowca z aluminiowej tacki, pamiętaj, że za chwilę może pojawić się ktoś, kto wytknie Ci, że Twoja domowa pomidorowa zrobiona na wywarze mięsnym, z dodatkiem pryskanych pomidorów i zabielona śmietaną z supermarketu, to niekoniecznie powód do dumy.
Czym skorupka za młodu…
Zamiast nieustannie hejtować innych, skoncentrujmy się na tym, co możemy zrobić dla własnych dzieci. Jaki dajemy im przykład? Czy pomiędzy tym, czego ich uczymy w teorii, a tym, co sami robimy w praktyce jest jakakolwiek spójność? Nasze dzieci to nasza odpowiedzialność. Za kilka/kilkanaście lat nie będą pamiętały naszych wywodów na temat tego, co zmienilibyśmy w wychowaniu Krzysia, Amelki, czy Zosi z sąsiedztwa, ale rozliczą nas z tego, co sami im wpajaliśmy. Wytkną nam nasze własne błędy i podziękują (oby 😉 ) za to, co okazało się być dobre. W końcu, jak mówi stare porzekadło: Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci… dopilnujmy więc, by nasze pociechy nasiąkały na co dzień dobrymi wzorcami. By nie musiały stać się świadkami naszego hejtu rzucanego w stronę innych ludzi, nawet „w dobrej wierze”. By nasze słowa miały potwierdzenie w czynach, a nie były jedynie wyrecytowanymi formułkami, jakimi „wypada nakarmić dziecko, by wyrosło w przyszłości na dobrego człowieka”. By zdanie zaczynające się słowami: „Na jej miejscu…” kończyło się zawsze : „… kierowałabym się dobrem własnego dziecka”.