Wczoraj obchodziliśmy Międzynarodowy Dnia Dziecka. Z tej okazji życzę radości i uśmiechu każdemu dziecku! Życzę tej bezpowrotnej, dziecięcej beztroski i naiwności, wiary w ludzi i w to, że możemy zmieniać świat! Życzę, by ten stan zachowali w sobie jak najdłużej!
Natchnęło mnie, żeby napisać coś o chwilach, które składają się na szczęście naszych dzieci. Na szczęście, które daje im to poczucie beztroski i luzu, którego nam – dorosłym, często brakuje. Dlaczego? Na podstawie obserwacji moich własnych Stworów, ale również dzieci dookoła, doszłam do strasznie smutnego wniosku: to właśnie my – dorośli – odbieramy dzieciom to szczęście! I choć zarzekamy się wszem i wobec, że leży nam na sercu dobro naszych dzieci (i z całą pewnością tak właśnie jest!), to jednak w pojęciu szczęśliwości szeroko się mijamy. To, co dla dziecka jest powodem do mega radochy, dla nas jest często nie do przyjęcia i na odwrót. Ciągłe zakazy i nakazy, które nakładamy na dzieci nie zawsze służą ich rozwojowi. Bywa, że działają wręcz przeciwnie – demotywują i zniechęcają do dalszego odkrywania świata.
Oto przykład kilku sytuacji, w których rzeczywiście moglibyśmy wyluzować. Powstał z nich mój dekalog szczęśliwego dziecka, do którego przeczytania gorąco Was zachęcam. A ponieważ trochę się przy tej okazji rozpisałam, podzieliłam artykuł na 2 części. Mam nadzieję, że dobrniecie do końca 🙂
- Pozwól mi się ubrudzić!
Mamusiu, ja wiem, że w tej nowej sukience wyglądam prześlicznie, powtarzasz mi to bez przerwy. Wiem też, że wydałaś na nią połowę pensji, a paragon wyrzuciłaś 10km od domu, żeby tatuś się nie dowiedział, że to wcale nie była promocja. Zrozum jednak, że kiedy idę na plac zabaw, to po to, by się bawić. Te wszystkie sprzęty: huśtawki, zjeżdżalnie, drabinki, piasek w piaskownicy, one mnie wołają… Jeśli chcesz, abym była szczęśliwa, proszę, nie każ mi siedzieć grzecznie na ławce i przyglądać się, jak inne dzieci się bawią. Kiedy biegam, przewracam się i zdzieram kolana(razem z rajstopkami…). Kiedy jem lody, to kapie mi po rączkach i po brodzie… I wtedy jest tak fajnie… Bawiąc się – odkrywam świat; rozwijam się; nabieram nowych doświadczeń, dokonuję obserwacji, trenuję swój umysł i ciało. Kiedy mnie co chwilę upominasz, żebym wycierała ręce w chusteczkę, albo nie siadała na piasku, rozpraszasz mnie i wtedy się denerwuję. To nie jest jedyna sukienka, którą mam. Wypierze się, a jeśli nie, w szafie wisi jeszcze 5. Nie rób ze mnie manekina z wystawy, bo ja lubię się ruszać. Wiem, że przy okazji coś pobrudzę, czy wygniotę, ale jestem dzieckiem – nie zapominaj o tym.
- Pozwól mi płakać!
Pamiętasz, kiedy zgubiłem piłkę? Strasznie wtedy płakałem, a ty powtarzałaś, że to nie powód do płaczu. Dlaczego to robisz? Jakim prawem decydujesz za mnie, co jest, a co nie jest powodem do płaczu? Widziałem kiedyś, jak leciały ci łzy, bo na filmie zatonął statek. A przecież to tylko film, aktorzy żyją i są bezpieczni, a ty płakałaś. Widocznie miałaś powód… Ja także płaczę wtedy, kiedy uznam, że sytuacja tego wymaga. Być może dla ciebie to nic, ale dla mnie utrata ulubionej piłki to duże przeżycie. Podobnie jak to, gdy trzeba już iść do domu, a ja jeszcze chcę się bawić; albo kiedy trzeba oddać koledze jego zabawkę; albo kiedy mówisz, że jest za zimno na lody… To dla mnie ważne momenty. Choć może tego nie widzisz, one także uczą mnie i kształtują mój charakter. Czasem bardziej, niż wszystko to, co próbujesz mi wtedy wytłumaczyć. Uczę się, że nie można mieć wszystkiego, że należy coś przerwać na rzecz zdrowego rozsądku (np. kiedy musimy już opuścić plac zabaw, bo mówisz mi, że jest wieczór i trzeba iść spać, chociaż wcale mi się nie chce). Płaczę, bo nie potrafię sobie tego jeszcze poukładać. Być może wiem, że masz rację, ale emocje biorą górę i jest mi smutno, czuję się zły, a czasem zwyczajnie sam nie wiem, czego chcę. Ale wiesz co? Jestem jeszcze dzieckiem. Kiedy dorosnę, to zrozumiem, że nie płacze się z powodu kończącego się dnia, czy zgubionej piłeczki. Póki co jednak, pozwól mi na to… Bo jestem jeszcze dzieckiem, pamiętasz?
- Wytłumacz, gdy na coś nas nie stać, ale nie mów mi, że nie masz pieniędzy
Mamo! Pamiętasz, kiedy ostatnio byłyśmy na zakupach? Tak bardzo mi się podobała tamta lalka z długimi włosami, pamiętasz? Była taaaka duża, chodziła, mówiła, śpiewała, a w pudełku miała mnóstwo różnych akcesoriów… Amelka taką ma, wiesz? A ty powiedziałaś mi, że jej nie kupimy, bo nie masz pieniędzy. Wydaje mi się, że nie mówiłaś prawdy, bo przecież chwilę później zrobiłyśmy duże zakupy, a przy kasie zapłaciłaś i pani ekspedientka wydała ci resztę. Mówisz, że nie masz pieniędzy, a ja widzę, że masz je w portfelu i kupujesz za nie rzeczy, które nie są nam potrzebne (np. mąka, proszek do prania, czy wapno na alergię). Ja nie rozumiem, że z tej mąki zrobimy wspólnie ciasteczka; że ten proszek upierze moje brudne ubrania; że wapno trzeba mieć w apteczce na wypadek wysypki. Rozmawiaj ze mną otwarcie, wytłumacz, że nie wszystko można kupić; zaproponuj, że mogę uzbierać sobie pieniążki na lalkę, albo pokaż, że kosztuje ona więcej, niż masz w portfelu. Pamiętaj, że jestem dzieckiem. Kiedy mówisz, że nie masz pieniędzy, to dla mnie oznacza naprawdę pusty portfel. Kiedy widzę, jak płacisz za zakupy, czuję, że mnie okłamałaś. Nie znam jeszcze wartości pieniądza, pamiętasz? Jestem jeszcze dzieckiem…
- Nie porównuj mnie do innych dzieci; pozwól mi być sobą!
Mamo! Tato! To ja, Jasiu, pamiętacie mnie? Nie jestem Bartkiem, Zuzią, czy Oliwierem. I nigdy nie będę. Mam na imię Jaś i jestem waszym synkiem. Jestem jaki jestem. Kiedy mi na czymś zależy, bardzo się staram; kiedy czegoś nie lubię, również daję temu wyraz swoim zachowaniem. Nie porównujcie mnie do kolegów z klasy, czy dzieci z podwórka. Ja taki nie jestem, jestem sobą. Porównując mnie do Ani, Zosi, czy Pawełka, dajecie mi do zrozumienia, że oni są lepsi ode mnie. To, że Antek dostał lepszą ocenę z klasówki nie oznacza, że jest lepszy. Po prostu lubi matmę, to wszystko. Widzieliście mój ostatni rysunek ulubionej postaci z bajki? Pani powiedziała, że wystawi go na konkurs, bo był najładniejszy w całej szkole. Bardzo lubię rysować i świetnie mi to wychodzi, zauważyliście to? Tylko… nie cierpię matmy, serio… Nigdy nie dorównam Antkowi, bo on jest prymusem i widać, że ma zdecydowanie ścisły umysł. Ja raczej nie zostanę drugim Einsteinem, ale być może kiedyś usłyszycie o kolekcji moich obrazów, słynnej na cały świat? Okażcie mi wsparcie, zamiast wytykać błędy. Co z tego, że plastyki nie ma na maturze? Nie zabijajcie mojej pasji tylko po to, żeby móc pochwalić się świadectwem z czerwonym paskiem. Wy mieliście swój czas na naukę, teraz jest mój. Pozwólcie mi wybrać, co chcę robić. Pamiętajcie, że jestem, jeszcze dzieckiem. Nie potrafię z poziomu szkoły podstawowej przewidzieć zapotrzebowania na rynku pracy za 10-15-20 lat. Być może Antek zostanie prezesem korporacji i będzie jeździł drogim samochodem i spędzał popołudnia na kozetce u psychoanalityka, ale ja będę miał swoją pasję i będę biedny, ale szczęśliwy! Nie psujcie mi tych marzeń. Jestem jeszcze dzieckiem, mam do tego prawo!
- Przytulaj mnie często
Mamo, masz dużo pracy? Mamo, z kim rozmawiasz przez telefon? Mamo, dokąd wychodzisz? Mamo, tyle razy cię wołałam, a ty nie słyszałaś. Jesteś strasznie zapracowana, wiem, ale ja chciałam się do ciebie przytulić… tylko na momencik… tylko troszkę… Bardzo tego potrzebuję, wiesz? Nie, nie stało się nic złego. Po prostu lubię, kiedy jesteś blisko. Wiem, że nie masz czasu, ale jestem twoim dzieckiem, pamiętasz? Pamiętasz, jak mnie tuliłaś w ramionach, kiedy byłam mała? Teraz nadal możesz mnie przytulić. Czekam na ciebie codziennie. Później urosnę, zacznę sama chodzić do szkoły, a po szkole będę spotykać się z przyjaciółmi. Wiesz co? Wtedy to już trochę będę się ciebie wstydziła… Nie obrażaj się, tak po prostu jest. Będę chciała za wszelką cenę zamanifestować całemu światu swoją „dorosłość”, niezależność, samodzielność, choć wiem, że to będzie mocno przerysowane. Ale wiedz, że wtedy raczej się do ciebie nie przytulę. Bo nie wypada. „Nie jestem już dzieckiem!” wykrzyczę ci do ucha, a potem trzasnę drzwiami i wrócę wieczorem, spóźniona jak zawsze pół godziny. Przytul mnie teraz, proszę. Jestem jeszcze dzieckiem. Jeszcze możesz.
Na tym punkcie zamykam dzisiejszy wpis. Kolejne znajdziecie TUTAJ. Mam nadzieję, że zatrzymaliście się, choć na chwilę, bo ja tak. Choć jestem autorką artykułu, przyznaję, że sama mam czasem problem z tego typu empatią, która pozwala wczuć się w umysł dziecka i nie przejmować resztą świata. Dużo łatwiej jest mówić o ideałach, ale znacznie trudniej jest postępować zgodnie z tymi (własnymi skądinąd!) wytycznymi. Pracuję ciężko, by się tego nauczyć. Raz się udaje, innym razem nie – jak to w życiu. Jednak bardzo się staram, bo wiem, że dzięki temu moje dzieci będą szczęśliwe!