Dokładnie dziś mija 8 lat, odkąd się znamy. 8 lat temu po raz pierwszy zrozumiałam, jak pojemne może być ludzkie serce. Od 8 lat czuję wciąż zapach biszkoptów i jogurtu naturalnego. Już 8 lat wiem, że żyje się nie dla siebie, lecz dla kogoś. Przez te 8 lat nauczyłam się więcej, niż przez całe swoje dotychczasowe życie. Od 8 lat jestem mamą – dzięki Tobie, Syneczku! 8 lat temu przyszedłeś na świat.
A wiesz, co jest dziwne? Wszyscy mnie przed Tobą ostrzegali… Nikt nie mówił mi, że będzie dobrze. Słyszałam raczej: „Wyśpij się na zapas” (zupełnie, jakby się tak dało…), „teraz całe życie obróci się do góry nogami” (hello! Dziecko zmienia rzeczywistość, ale takie słowa nastawiają mnie negatywnie), czy bardziej sprecyzowane hasła, typu: „kolki”, „ząbkowanie”, „bunt dwulatka”, itd… Że skończą się spontaniczne wypady ze znajomymi; że koniec z imprezami; że brak wolnego czasu; że pieluchy; że uwiązanie; że depresja poporodowa; że truskawek i kawy niet; że ból nie do zniesienia; że terror laktacyjny…
To wszystko jest jednak niczym, w porównaniu z tym, co się naprawdę wydarzyło. Przed czym nikt mnie nie ostrzegł… Nikomu nie przyszło do głowy, że wśród tych pieluch, kolek, nocnych pobudek i ząbkowania, wydarzy się coś, co sparaliżuje mnie od wewnątrz już na zawsze. Bo nikt się nie spodziewał, że można stworzyć TAKĄ więź…
Ta więź pojawia się, zanim jeszcze na dobre przyodziałeś się w ciało.
Ta więź dojrzewa, od czasu do czasu dając o sobie znać kopniakiem w żebro, lub kość ogonową.
Ta więź manifestuje swoje jestestwo głośnym krzykiem.
Ta więź przytwierdza się do ciała poprzez zacisk kończyn, dowodząc tym samym pewnych ewolucyjnych zależności.
Ta więź czuwa w dzień i w nocy, wsłuchana w cichutki oddech, czasami wręcz bezszelestny.
Ta więź pcha co wieczór przed zaśnięciem, by sprawdzić, czy wszystko u Ciebie w porządku i poprawić Ci kołdrę, nawet wtedy, gdy wcale nie ma takiej potrzeby.
Ta więź mobilizuje do działania, ilekroć uruchomisz sygnał dźwiękowy.
Ta więź dopatruje się pokrewieństwa z królem zwierząt, deklarując gotowość do ataku za każdym razem, gdyby ktoś choćby pomyślał, by Cię skrzywdzić.
Ta więź ściska za gardło podczas każdych Jasełek, szkolnej akademii, czy perkusyjnego koncertu.
Ta więź ciśnie łzy do oczu, gdy przynosisz własnoręcznie przygotowaną laurkę, a na niej koślawo wypisane „Dla Mamusi – wrzystkiego najlpszego”.
Ta więź bywa surowa i konsekwentna, tłumacząc sobie, że to w trosce o Twoje dobro.
Ta więź jest kreatywna i podpowiada co dzień miliony możliwości.
Ta więź dodaje sił nadprzyrodzonych, gdy trzeba zwalczyć podstępną mononukleozę, alergię, czy ot, zwykłą gorączkę.
Ta więź nie cofnie się przed niczym, by zbudować Ci bezpieczną przystań, zwaną domem, a w nim na każdym kroku wspomnienia, zapachy, smaki, do których zechcesz wracać.
Tej więzi nie da się odstawić na bok, jak smoczka, czy pieluszki.
Ta więź bywa bolesna, gdy przeżywasz okres buntu i manifestujesz swoją niezależność.
Tej więzi nie liczy się w kilometrach, bo jest rozciągliwa, niczym guma od bungee i nie słabnie ani na moment, choćby dzieliły nas tysiące mil.
Ta więź zawsze wyczuwa, gdy coś jest nie tak, jak powinno.
Tej więzi nie da się zignorować, bo przeszywa na wskroś, nie pytając o pozwolenie.
Ta więź sprawia, że wyrastają skrzydła, czyniąc ze mnie Twojego Anioła Stróża, który czuwa, byś bezpiecznie wrócił do domu ze szkoły.
Ta więź może przenosić góry, bo ma ona w sobie niezwykłą moc – moc potężną i niezwyciężoną, jedyną i niepowtarzalną – miłość matki do dziecka!
Taką więzią zostaliśmy połączeni już na zawsze – ja i Ty, Synku. Ta więź umacnia się z każdym dniem, z każdym wypowiedzianym „kocham Cię”; a z każdym niemym, którego nazywać słowami nie trzeba, rozmnaża się po tysiąckroć. To więź, z której się nie wyrasta. Będziemy nosili ją w sobie, bo ona jest wieczna. Gdy dorośniesz i usamodzielnisz się na tyle, by nie było mnie obok, ta więź przypomni Ci o mnie każdego dnia. Ta więź podsunie tęsknotę, dzięki której wykręcisz w telefonie mój numer i przyjedziesz z wizytą. Ta więź uświadomi Ci, jak bardzo Cię kocham, gdy znajdziesz na strychu „Pana Kaczuszkę”, do którego tulisz się codziennie na dobranoc, a którego z czasem zaczniesz się wstydzić i ciśniesz głęboko w kąt.
W tej więzi mam pewną przewagę: ja pamiętam nasz pierwszy wspólny dzień. Ty nie jesteś w stanie go odtworzyć. Kiedy dorośniesz, zapytaj mnie o niego, a ja zaparzę nam herbaty z imbirem i opowiem Ci wszystko. Bo ta więź zatrzymuje w pamięci ważne chwile, z najdrobniejszymi szczegółami. Opowiem Ci o tym, jak zasypiałeś w moich ramionach; jak wrzeszczałeś, by zasycić głód; jak pachniałeś biszkoptami i jogurtem; jak ubierałam Cię w zielony kaftanik i pozwalałam bosym stópkom wierzgać swobodnie, bo było akurat wyjątkowo upalne lato. Opowiem Ci, jak cieszyłeś się z pierwszych klocków lego i jak urządzaliśmy Twój pierwszy pokoik. Zrelacjonuję pierwszy dzień w przedszkolu i opowiem, jaka siła trzyma mnie przed komputerem do późnej nocy, by niezgrabnie ubrać w słowa wszystko to, czego słowami ująć się nie da.
W dniu Twoich urodzin, życzę Ci, Syneczku, aby ta więź nigdy Cię nie zawiodła. Bo ona jest nasza, już na zawsze. Dzięki niej zawsze wiesz, co chcę Ci powiedzieć. A czasem są to słowa, których nie ma jeszcze w słowniku. Kocham Cię, Syneczku! Wszystkiego najlepszego!
Mama