Znacie ten plakat z tekstem: „Dobra mama ma pomazane szyby, klejącą podłogę i szczęśliwe dzieci”? Coś w tym jest! Niedawno pewna znajoma zwierzyła mi się, że nie lubi, gdy odwiedzają ich dziadkowie, bo za każdym razem przywożą dziecku przybory plastyczne. Cóż złego w przyborach plastycznych? – pomyślałam. Okazało się, że całe zło w tym, że dziecko później za wszelką cenę chce ich użyć! I to jest straszne! Bo wszystko jest brudne! Albo mokre! Albo klejące! I trzeba coś zetrzeć, coś wyprać, coś odkurzyć… Czułam, jak oczy dosłownie wychodzą mi na zewnątrz ze zdumienia, ale najgorszy był fakt, że koleżanka mówiła to śmiertelnie poważnie…
Dziadkowie są super!
Kiedy moje dzieci zostają pod opieką babci, zazwyczaj nie chcą wracać do domu. Dlaczego? „Bo u babci jest tak fajnie!” Dlaczego? „Bo babcia na wszystko pozwala!” I tu leży sedno sprawy. Dziadkowie zwykle pozwalają wnukom na więcej; nie robią tragedii, gdy farba chlapnie niechcący na kanapę, albo gdy kawałek ciastoliny rozgniecie się na świątecznym obrusie. Pozwalają dzieciom się ubrudzić, bo twierdzą (słusznie zresztą), że plama na sukience to jeszcze nie powód do załamania nerwowego. Chętnie dają przyzwolenie na pomoc w kuchni, bo nie przeszkadza im rozsypana mąka czy odciski umorusanych ciastem dłoni na frontach kuchennych. „To się posprząta” – mówi z uśmiechem babcia, a po chwili dom wypełnia się zapachem ciasteczek z orzechami.
Matko! Wyluzuj!
Cierpliwość. To słowo klucz, według którego możemy rozpatrywać różnicę w podejściu do dzieci i bałaganu. Dziadkowie z reguły rzadziej widzą swoje wnuki, więc niechętnie im odmawiają, by nie narazić się na tzw. focha. Mają też do nich więcej cierpliwości, bo i dzieci zwykle zachowują się w stosunku do dziadków bardziej uprzejmie, rzadko kiedy wyprowadzając ich z równowagi. U rodziców dopatruję się stresu, życia w ciągłym pośpiechu i chorego poczucia, że wszystko musi być perfekcyjne. I to nawet niekoniecznie jest nasza wina. Matkom wmawia się, że ich dom musi lśnić czystością, bo w przeciwnym razie otrzyma ona etykietkę takiej, która sobie nie radzi. Ubranka dzieci muszą być nieskazitelnie czyste, inaczej powiedzą, że mama nie przykłada uwagi do tego, w czym chodzą jej dzieci. Na obiad zawsze musi być zdrowy, domowy posiłek, składający się najlepiej z warzyw i ryby gotowanej na parze. Każda zamówiona na dowóz pizza zostaje skrzętnie odnotowana przez wścibską sąsiadkę, by ta mogła puścić w świat informację o tym, jak to w tym domu karmi się dzieci fast foodem. Nic więc dziwnego, że mając w głowie wszystkie te zarzuty, niewinne pudełko z farbami działa niczym płachta na byka.
Brudne dzieci to szczęśliwe dzieci
Cóż… Trudno się nie zgodzić, że zabawa farbami, pisakami, czy plasteliną może wymknąć się spod kontroli, a wtedy trzeba liczyć się z konsekwencjami. Brudny stół, klejąca podłoga, mokre ubranie, czy plastelina wdeptana w dywan to tylko przykłady możliwych scenariuszy. Scenariuszy, które jesteśmy w stanie przewidzieć, gdy tylko dziecko sięga po wspomniane akcesoria. A skoro jesteśmy w stanie je przewidzieć, jesteśmy w stanie również zabezpieczyć miejsce pracy przed ewentualną katastrofą. Jeśli za każdym razem przed przystąpieniem do wspomnianych czynności przygotujemy dzieciom grunt pod bezpieczną zabawę, zminimalizujemy ryzyko katastrofy. Zwykła folia, czy podkładka na biurko doskonale sprawdzi się w przypadku mokrych farb, czy plasteliny. Tacka, czy jakiekolwiek wieczko od pudełka uchroni przed rozsypaniem brokatu, czy koralików po całym dywanie. Fartuszek, albo najzwyczajniej w świecie, „gorsze”, domowe ubranie zagwarantuje, że nie będziemy musiały zapierać plam z nowej bluzy, czy sukienki. A nasze dzieci będą szczęśliwe, że nie nakładamy na nie kolejnych ograniczeń.
Ważny element rozwoju
Pamiętajmy przy tym, że każda tego typu zabawa to także forma rozwoju. To ogromne pole do popisu pod względem kreatywności. Okazja, by zmusić do pracy obie półkule mózgu. Przestrzeń do doskonalenia zdolności manualnych. Dlatego zamiast wpajać dziecku, że czysta podłoga to warunek konieczny do szczęścia, pozwólmy mu się ubrudzić. Dotknąć nowych faktur i doznać nowych wrażeń, odciskając dłonie np. w masie solnej. Pozwólmy im na realizowanie własnej wizji drzewa, czy chmurki. Użyczmy garści makaronu, by nauczyły się nawlekać go na sznurek (zapewne wspaniałomyślnie podarują nam taki własnoręcznie wykonany naszyjnik). Podpowiedzmy, że malować można nie tylko pędzelkiem, ale również palcami, kawałkiem gąbki, czy piórkiem. Wyklejamy nie tylko kolorowy papier, ale również kawałki starej włóczki, ścinki tkanin, czy guziki. Stwórzmy dzieciom przestrzeń, w której będą mogły puścić wodze fantazji i zadbać o swój rozwój. Przestrzeń, w której nie łapiemy się za głowę na samą myśl o sprzątaniu. Przestrzeń, za którą będą nam wdzięczne.