Ciąża to piękny czas w życiu każdej kobiety. Brzuszek rośnie, my piękniejemy, pozwalając sobie na dużo więcej, niż normalnie. Wybieramy imię dla dziecka, snujemy plany na pierwsze wspólne wakacje, szukamy inspiracji na pierwszy pokoik. Wszystko układa się wręcz sielankowo. Do czasu, gdy biegniemy podzielić się ze światem dobrą nowiną i spotkamy pierwszą „dobrą duszyczkę”, która specjalizuje się z obrzydzaniu stanu błogosławionego na każdym kroku…
Ciąża jest piękna na początku, poczekaj, aż przyjdzie zgaga i nogi ci spuchną
Nie wiem, jakie są intencje osób mówiących ciężarnym takie rzeczy. Naprawdę nie wiem. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to zazdrość, albo czysta głupota. To, czy spuchną nam nogi, czy będziemy miały rozstępy, zgagę, czy będzie nas bolał kręgosłup to kwestia indywidualna. Nie można tego generalizować, bo nikt nie ma na to wpływu. Mało tego, to nawet nie jest kwestią genów, bo znam kobiety, które mają kilkoro dzieci i każda ich ciąża przebiegała inaczej, w jednej puchły całe, w kolejnej wcale. Jaki jest sens straszenia podobnymi przypadłościami? – do dziś nie rozumiem. To zupełnie tak, jak gdyby na widok osoby jedzącej jabłko zacząć snuć dygresje na temat bolących zębów, sugerując, że na pewno kiedyś zabolą. Nonsens!
Wyśpij się na zapas, bo jak się dziecko urodzi to będziesz chodziła po ścianach
Kolejny absurd! Po pierwsze, nie wiem, w jaki sposób można zaprogramować organizm, by wysypiał się na rok do przodu (gdyby ktoś znał sposób, to piszcie koniecznie, chętnie skorzystam!). Po drugie, do znudzenia będę powtarzać, że każde dziecko jest inne. Jedne budzą się co godzinę, innym zdarza się przesypiać całe noce, jeszcze inne mają stałe pory budzenia na tzw cyca, np. 2 razy w ciągu nocy. Poza tym, jest jeszcze tatuś, który może śmiało włączyć się w nocne karmienie. Mamy XXI wiek, są butelki, laktatory, podgrzewacze – nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dzielić się obowiązkami przy dziecku. Naprawdę nie trzeba, a nawet nie wolno wyzwalać w przyszłych mamusiach tego typu obaw.
Poczekaj, aż zaczną się kolki, ząbkowanie…
Uwielbiam te „dobre rady” odnośnie kolek i ząbkowania, zwłaszcza gdy słyszy je kobieta w pierwszym trymestrze ciąży 🙂 Jeszcze dobrze nie wiadomo, czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę, jeszcze nie zdecydowała się na imię, jeszcze brzuszka dobrze nie widać, ale już sprzedajmy jej wizję kolek, na które nic nie pomaga, wiecznie płaczącego bobasa, którego będzie miała serdecznie dość i najlepiej zaserwujmy jej depresję poporodową w pakiecie, jeszcze przed porodem.
Zapomnij o bikini, na pewno zostanie ci brzuch, albo rozstępy
Kolejne słowa otuchy, mające nam dać do zrozumienia, że ciąża to tak naprawdę koniec pięknej figury nie tylko na 9 miesięcy, ale na resztę życia. Tymczasem świat idzie naprzód i – całe szczęście – myśl ludzka również. Możemy przejść przez ciążę aktywnie, możemy przyzwyczajać nasze ciało do tych zmian, które niesie ze sobą dźwiganie ciążowego brzuszka. Mamy także dostęp do wykwalifikowanych położnych, które podpowiedzą nam, w jaki sposób szybko dojść do formy po porodzie. Są kluby fitness, a w nich zajęcia dla mam, dopasowane indywidualnie do naszych potrzeb i przede wszystkim możliwości. Więc po co straszyć, uprzedzać fakty i wzniecać negatywne emocje?
Skończą się wypady ze znajomymi, będziecie gadać tylko o pieluchach, kaszkach i ząbkowaniu
Dziecko zmienia nasz status towarzyski i to całkowicie naturalne. Ale to nie wyklucza nas społecznie, wręcz przeciwnie. OK, może nie pojedziemy namiotować na Woodstocku, ale z całą pewnością nie jesteśmy skazani na siedzenie w domu i spacery na plac zabaw. Przy obecnych udogodnieniach, dziecko można zabrać ze sobą niemal wszędzie. Nadal możemy spotykać się z przyjaciółmi, wychodzić do kina, do fryzjera, czy na zakupy. Tyle, że odbywa się to na nowych zasadach. Jeśli ktokolwiek z naszych przyjaciół ma problem z ich zaakceptowaniem – widocznie nie zasługuje na miano prawdziwego przyjaciela. Ci prawdziwi zostaną i zrozumieją. Będą wspierać na duchu i staną się dla naszych maluszków przyszywanym wujostwem.
Zebrałam tu jedynie garstkę „ciekawych” uwag i spostrzeżeń, jakie serwują sobie nawzajem matka – matce… Zastanawiam się, po co? I tak naprawdę nie wiem, komu współczuję bardziej: tym nieświadomym przyszłym mamusiom, które i tak przecież cieszą się na wieść, że noszą w sobie tą fasolkę, i z pewnością dadzą sobie radę z niejedną nieprzespaną nocą, niejednym wyrzynającym się ząbkiem i być może najbliższego lata zamienią bikini na kostium jednoczęściowy, czy jednak autorkom tych słów. Bo im dłużej to analizuję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że jako matki, muszą być strasznie nieszczęśliwe. Skoro z całego okresu niemowlęcego zapamiętały jedynie negatywne momenty, to znaczy, że chyba nie potrafiły dostrzec tych dobrych. Być może nie miały takiej możliwości, być może nie miały z kim dzielić tych radości, a być może po prostu miały pecha. Nie wnikam w to. Jednak kiedy którakolwiek ze znajomych komunikuje mi, że spodziewa się dzidziusia, zawsze może liczyć na szczere gratulacje i jedyne, co mogę dodać, to: „najlepsze dopiero przed Tobą”.