Wracam! Do pisania, do tworzenia, do życia!
Wracam z wiosenna energią i pomysłami!
Wracam, bo przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy nie zniknąć, nie zaszyć się w swej norze, niczym niedźwiedź w gawrze. I tak też się czułam… Podcięte skrzydła odrastają powoli, ale wierzę, mocno wierzę, że w końcu odrosną.
Spojrzałam na siebie oczami moich dzieci i poczułam się trochę… jak hipokrytka… Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że staję na głowie, by wychować ich na pewnych siebie i świadomych swoich wartości, a jednocześnie sama deprecjonuję własną wartość na każdym kroku, wycofując się z obszarów, w których mogłabym odnieść potencjalny sukces?
Nie jest łatwo walczyć o swoje.
Nie jest łatwo przekonać ludzi o tym, że moje projekty mają ogromna wartość. Nie jest łatwo przekonać o tym samą siebie. Życie nie jest łatwe – w wielkim skrócie i uproszczeniu. Czy to znaczy, że trzeba przeżyć je chowając głowę w piasek? Czy może warto czasem wychylić się ze swoim pomysłem i dać sobie szansę?
Długo szukałam swojej drogi. Długo myślałam, że to wszystko musi iść „po bożemu”, najpierw dłuuugo coś studiujesz, następnie nabierasz doświadczenia w branży, by potem móc wypowiadać się w temacie, uzurpując sobie miano eksperta, poparte dyplomem ukończenia uczelni i sukcesami zawodowymi. Tymczasem mój dyplom kurzy się na półce. Za to droga, którą chcę pójść właściwie sama znalazła mnie – bo bezgluten przyszedł do nas zupełnie przypadkiem, niespodziewanie. A ja od zawsze chciałam pisać! Nie sądziłam jedynie, że będą to książki z przepisami na potrawy bezglutenowe. W sumie… czemu nie?
Ostatnio poznaję sporo ludzi, którzy są szczęśliwi, realizując swoje pasje. Często przy bliższym poznaniu okazuje się, że te pasje nie mają nic wspólnego z kierunkiem ukończonych studiów, czy doświadczeniem zawodowym. Często pojawiają się, bo życie układa się tak, a nie inaczej. Po prostu. I często stają się – zupełnie przypadkiem – sposobem na życie. Używam słowa przypadek, choć ostatnio coraz częściej słyszę zewsząd, że nic nie zdarza się przypadkiem. I coraz mocniej w to wierzę. To nie przypadek, że mam okazję obserwować tych ludzi. To nie przypadek, że mam okazję poznać ich historię i dowiedzieć się, że to, co robią nie jest efektem decyzji, jaką podjęli po zdaniu matury. To nie przypadek, że widzę i wiem, że spora część z nich nigdy nie byłaby w tym miejscu, w którym są teraz, gdyby nie…
przypadek 😉
W moim życiu tak właśnie pojawiła się kuchnia bezglutenowa. Pomysł na założenie bloga. Na to, by coś zacząć. Coś swojego. Coś, pod czym będę mogła podpisać się obiema rękami. Coś, z czym dobrze się czuję. Co popycha mnie do działania. Co daje mi siłę i inspiruje do dalszej pracy.
Potrzeba zrodziła we mnie pasję, którą chcę się dzielić z innymi.
Zrozumiałam, że nie muszę za wszelką cenę walczyć o tytuł eksperta, bo nie istnieje definicja eksperta od kuchni bezglutenowej. Nie istnieje Komisja oceniająca, czy to już. Znam wiele osób, które zmagają się z dietą bezglutenową o wiele dłużej, niż my, a ich zmagania mają niewiele wspólnego z kuchnią, bo polegają jedynie na odwiedzeniu odpowiednich sklepów i zgarnięciu do koszyka odpowiednio oznaczonych gotowych produktów. Podobnie, jak znam wiele osób, u których całkiem niedawno zdiagnozowano celiakię bądź nietolerancję glutenu, a które od pierwszych dni dziarsko zabrały się do tworzenia własnych bezglutenowych potraw. U nas trwa to już 4 lata. Czy to długo? Nie wiem. Pewnie o wiele krócej, niż choćby studiowanie i praktyka w gastronomii… Jednocześnie, pewnie na tyle długo, żeby móc posądzać się o „jakąś” wiedzę w tym temacie. Z pewnością wystarczająco długo, by zaufać intuicji i tworzyć własne dania, bez potrzeby zerkania w książkę kucharską. A to już duży krok do wiary we własne siły! A moje jury składające się z moich domowników wystawia mi najwyższe noty – dla mnie to najcenniejsze wyróżnienie!
No dobrze, ale od tego wcale nie rosną mi skrzydła. Wręcz przeciwnie, bo przecież przepisy na rosół, sałatkę jarzynową, czy ciasto drożdżowe już są. I choćby nie wiem, jak się starać, to pewne schematy kopiujemy wręcz intuicyjnie, tylko dlatego, że ktoś gdzieś kiedyś wymyślił je i uznał, że tak jest dobrze. Czy to znaczy, że ja nie mogę bazując na tych standardach, stworzyć czegoś po swojemu? A może nie powinnam, bo przecież zaraz znajdzie się las rąk w górze, a właściwie w moim kierunku, wytykając mi palcami, że Ameryki nie odkryłam… Tylko…
czy ja muszę odkrywać Amerykę?
– Posłuchaj, gdyby każdy autor książki kucharskiej miał podobne obawy, to na całym świecie ludzie od wieków gotowaliby zupę pomidorową wg jednego przepisu, robili kruche ciasteczka zawsze w taki sam sposób, a każdy tort smakowałby tak samo. – powiedział kiedyś mój brat, wysłuchując moich wątpliwości. – To tak, jakby zakazać pisarzom czytania książek, bo każda historia może ich zainspirować do napisania własnej. Morderstwa – były, wątki miłosne – były, zdrady, intrygi polityczne, magia, skrzaty, dinozaury, prześladowania religijne, polityczne, rasowe – wszystko już było… A mimo to ludzie chętnie kupują kolejne tomy coraz to nowych pisarzy, a wiesz, dlaczego? Bo wciąż maja apetyt na więcej.
Bo każdą historię da się opowiedzieć na milion różnych sposobów. Jeden z nich może być właśnie Twój.
To ostatnie zdanie wyryło mi się w pamięci. Zwłaszcza, że gdzieś już je słyszałam… „Twoja historia jest wyjątkowa choćby dlatego, że nikt przed Tobą nie opowiedział jej Twoimi słowami” – naucza w swoich wykładach Tomek Tomczyk, znany jako Jason Hunt.
A jeśli oni mają rację?
A jeśli 4 lata prowadzenia kuchni bezglutenowej to wystarczająco dużo, by uznać nieskromnie, że umiem w bezgluten? A jeśli 4 lata prób i błędów można przekuć w coś, co będzie inspirowało do działania kolejne osoby? A jeśli 4 lata eksperymentowania z teksturą, konsystencją i smakiem wystarczą jako doświadczenie, które można zebrać w jedną całość? A co, jeśli wcale nie muszę nikomu udowadniać, że 4 lata to wystarczająco dużo? A jeśli mogę uwierzyć w siebie? A jeśli pozytywne opinie wszystkich osób, które miały okazję skosztować moich bezglutenowych wyczynów to wystarczający dowód na to, że mam tę moc? A jeśli się odważę?…
„Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku” –
mawiał chiński filozof Lao Tzu. Moja bezglutenowa podróż zaczęła się 4 lata temu. Nie wiem, ile kroków mierzy do dziś, ale wiem, że czas zrobić kolejny. Kolejny w bezglutenową przygodę, pierwszy w sięganiu o swoje marzenia.
Zapraszam Was do czytania mojego bloga i inspirowania się przepisami na bezglutenowe pyszności. Za kulisami powstaje więcej… ale to już kolejny krok, o którym opowiem w swoim czasie…